Autor: Paweł Pietrzak – lektor Black Horse
Nauka języków obcych to oczywista oczywistość, prawda? Doskonale wiemy o tym, że umiejętność porozumiewania się z tymi, dla których nasz język ojczysty jest wielką czarną dziurą, stanowi niejednokrotnie niezbędną część listy umiejętności. Mamy nasze umysły – dorosłe, niezmiernie rozwinięte – i potrafimy wydedukować, że faktycznie przydaje się znajomość jakiegoś języka obcego.
W porządku, to my. Lecz co z naszymi dziećmi, które otoczone są miliardem bodźców, tonami informacji, dopiero poznają życie i świat. Czy one są w stanie dostrzec konieczność nauki języków, by wykorzystać je w przyszłości? Czy umieją całkowicie intuicyjnie podejść do wiedzy językowej i wchłonąć ją?
Hmmm, mamy problem? Wszak nasza pociecha, która ma pięć, siedem, czy dziewięć lat niekoniecznie ma w sobie dość samozaparcia, by rano wstać, przyjść na śniadanie i oświadczyć, że chce uczyć się języka, bo w przyszłości przyda mu się on:
- a) w pracy,
- b) w podróży,
- c) w związku małżeńskim z poznaną na wakacjach w ciepłych krajach drugą połówką.
W tym miejscu jednak odpowiedzialność leży po naszej stronie. My mamy za zadanie wesprzeć dziecko w nauce.
Hola, ale czy nauka to tylko szkoła? Oj, nie!!! Szkoła jest niezbędna, oczywiście. Szkoła ma za zadanie uporządkować, dokształcić, wkleić wiedzę w umysły. Powinna dać poczucie spełnienia, pewności siebie, radości z przebywania w otoczeniu języków. Dać musi bodziec do węszenia, poszukiwania odpowiedzi na pytania. Lecz poza nią nauka nie może być sucha i martwa.
My – rodzice musimy mieć świadomość tego, że nasze dzieci (nawet najmłodsze) już znają język. Istnieją we współczesności pełnej internetowych odnośników, czatów w Fortnite, League Of Legends, filmów na YouTube, Netflixie, odcinków Peppy. Dla dzieci pojmowanie komend, zrozumienie multimedialnych treści jest czymś naturalnym, a języki obce stanowią ich nieodłączną część. Dlatego też tym, na czym musimy skupić naszą uwagę, jest gdzie przebywa nasze dziecko. Nasza obecność w ich świecie pokaże, iż współistniejemy.
Małe kroczki – angielski jest wszędzie…
Nie musimy być wspaniali w językach, by zaszczepić w dzieciach ochotę do nauki. Pamiętajmy jednak o tym, że nasze pociechy patrzą na nas, biorą nas za wzór. Co z tego, powiecie? Oj, wiele! Drobnymi czynami możemy stworzyć nasz obraz świadomego rodzica:
- Zmieńmy ustawienia na HBO GO z lektora na napisy. Dziecko dostrzeże to, że jednak potrafimy się skupić na filmie, a może jakieś sformułowania wpadną nam do głowy;
- Spróbujmy zrozumieć, o czym śpiewa pani w radio. W piosence „Zombie” grupy „The Cranberries” w refrenie wcale nie ma „IJOHEEE, IJOHEEE!”, lecz „IN YOUR HEAD! IN YOUR HEAD!”. Pokażmy dziecku, że nas to interesuje;
- A może rzućmy okiem na nazwy produktów w domu. Mydełko „DOVE” ma bardzo ładne logo. Może sprawdźmy, co ów „dove” znaczy…;
- Spróbujmy zamienić z dzieckiem kilka słów w języku obcym, powtórzmy coś, może pobierzmy aplikację i przećwiczmy ją wspólnie…
Musimy współistnieć, pokazać dziecku, że język obcy jest obcy tylko z nazwy, a tak naprawdę stanowi element składowy naszej rzeczywistości. Nauczmy się razem czerpać z niego radość.
A szkoła nam w tym tylko pomoże…
Zdjęcie: freepik
Brak komentarzy